poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Rozdział 4-Pozory mylą

_________________________________________________________________________________
1 miesiąc później.
Dzwoni.Pisze wiadomości.Nic.Żadnej odpowiedzi z jej strony.Ona wykorzystała właśnie miesiąc płatnego urlopu.Dziś był dzień, w którym musiała wrócić do pracy.Musiała się z nim spotkać.Bała się.Bała się reakcji ludzi z firmy.Pomyślą, że jest kolejną, którą Verdas przeleciał i zostawił.Nie chciała tego.Brzuszek nie był jeszcze, aż tak bardzo widoczny, ale pomimo tego bała się, że ktoś mógł coś usłyszeć z ich kłótni.Jej i Verdasa.Na przykład Stacey.Nie miała jednak wyjścia.Musiała przecież utrzymać siebie i jeszcze nienarodzonego potomka.
Dotarła właśnie do firmy.Weszła do windy i wybrała numer ostatniego piętra.Kiedy drzwi windy otworzyły się szatynka ruszyła do gabinetu.W recepcji nie zauważyła jednak Stacey.Stała właśnie przed drzwiami gabinetu.Wzięła głęboki oddech i weszła.Zamarła kiedy zobaczyła Stacey i Leona całujących się.Nie mogła w to uwierzyć.Gdy Verdas ją zobaczył odepchnął od siebie dziewczynę.
-Violetta to nie tak jak myślisz-próbował się tłumaczyć.Stacey zadowolona z siebie wyszła z gabinetu.
-Violetta-powiedział podchodząc do niej.-To nie tak, ty, ty nic nie rozumiesz to ona
-Leon skończ-przerwała mu.Nie obchodzi mnie to-powiedziała chłodno.Szatyn chciał jej wytłumaczyć co tak naprawdę się stało.
-Więc zrób trzy kopie tego i jedną tamtego dobrze?-zapytał szatyn.
-Dobrze-odpowiedziała.
-Leon musisz coś wiedzieć-powiedziała blondynka.
-Tak?-zapytał znudzony.Dziewczyna niespodziewanie pocałowała go.Szatyn próbował ją odepchnąć i w tym samym momencie weszła Violetta, która inaczej zinterpretowała tą sytuację.
Miał tego dość.Miał dość tego, że ona nadal traktowała go jak niedojrzałego nastolatka.Nie chciała z nim rozmawiać, a tym bardziej widzieć go.Nie wiedział co jeszcze może zrobić żeby mu wybaczyła.Wiedział jednak, że nie może siedzieć bezczynnie i czekać na cud.


Szatynka weszła właśnie do windy.Skończyła już pracę i jedyne o czym marzyła to gorąca kąpiel i coś słodkiego.Drzwi windy już prawie zamknęły się kiedy nagle szatyn wszedł do niej.Szatynka wcisnęła numerek zero.Nastąpiła krępująca cisza.Nagle winda gwałtownie zatrzymała się.
-Co jest?!-zapytała zdenerwowana szatynka naciskając przycisk awaryjny.
-No to sobie posiedzimy-powiedział szatyn siadając na podłodze.
-Jak to?!-zapytała brązowooka.
-W firmie już nikogo nie ma.Nikt nam nie pomoże.Musimy czekać do rana.
-Ale co się stało, dlaczego ta cholerna winda nie działa?!
-Nie wiem.Nie znam się na tym!-powiedział.Zrezygnowana szatynka usiadła obok niego.Wyciągnęła telefon w nadziei, że jej plan zadziała.
-Cholera!-krzyknęła.Jej telefon był kompletnie wyładowany.
-Masz telefon?-zapytała szatyna.
-Nie ma tutaj zasięgu-powiedział.
-Skąd wiesz?!
-Bo przed chwilą sprawdzałem, a poza tym już kiedyś utknąłem w windzie.
-Cudownie, po prostu marzyłam, żeby dzisiejszy wieczór spędzić z tobą-powiedziała
-Violetta.Ja i Stacey,my nie
-Leon nie obchodzi mnie to.To twoja sprawa-przerwała mu.
-Czy możesz mnie łaskawie wysłuchać!?-zapytał.-To nie ja ją pocałowałem tylko ona mnie.Próbowałem ją odepchnąć, ale za nim mi się udało ty już to zobaczyłaś-powiedział.
-To i tak niczego nie zmienia między nami-powiedziała obojętnie.
-Nigdy nie popełniłaś żadnego błędu?-zapytał.
-Popełniłam.Przyjeżdżając tutaj-odpowiedziała.
-Przepraszam, nie wiem co mogę jeszcze zrobić żebyś mi wybaczyła.Jestem skończonym dupkiem i kretynem, ale kocham cię!
Słona łza spłynęła po bladym policzku szatynki.
-Nie płacz-powiedział przytulając ją.
-Leon ja,ja już nie daje rady-wydukała wtulając się w niego.Szatyn czule pocałował ją w czoło.
-Nie płacz już-powiedział.
-Jestem troszkę głodna-zaśmiała się przez łzy.
-Odwiozę cię do domu-powiedział podnosząc się z podłogi.
-Jak to?-zapytała zdziwiona.-Przecież winda nie działa-dodała.Szatyn nacisnął parę przycisków po kolei i winda ruszyła.
-Jak ty to zrobiłeś?-zapytała stając obok niego.
-Inaczej byś mnie nie wysłuchała.Musiałem coś wymyślić-powiedział.Dziewczyna zaśmiała się.
-Ale z ciebie małpa-powiedziała.
-Małpa, serio?Myślałem, że stać cię na coś więcej-zaśmiał się wychodząc z windy.
-Nie prowokuj mnie-powiedziała ruszając za nim do samochodu.

-Zapomniałam kluczy-powiedziała do szatyna.Byli już pod drzwiami jej mieszkania.Szatynka lekko zapukała do drzwi.Po chwili otworzyła jej blondynka okryta kołdrą.
-Vilu, mogłabyś przyjść za parę godzin?-zapytała z nadzieją.
-Co?!Jak ty to sobie wyobrażasz?!Będę błąkać się po ulicy?!-szeptała wściekła.
-Przenocuje dziś u mnie-przerwał jej szatyn.Violetta zmroziła go wzrokiem.
-To wy się już...pogodziliście?-zapytała Ludmiła.
-Tak jakby-powiedziała szatynka.
-To..cześć-powiedziała blondynka i zamknęła drzwi.
-Tak jakby?-zapytał szatyn.
-Nie wybaczyłam ci jeszcze całkowicie-wyjaśniła.
-Jak to?
-Musisz sobie zasłużyć-powiedziała i ominęła go.Chłopak zaśmiał się.
Po około godzinie byli już na miejscu.
-To ty może idź odpocząć, a ja przygotuję coś do jedzenia-powiedział.
-Okej, nie będę się sprzeciwiać, bo szczerze to padam z nóg-zaśmiała się.Posłusznie ruszyła na kanapę i ułożyła się wygodnie.Nie spodziewała się tego.Jeszcze rano miała plany, żeby jak najwięcej go unikać, a tu proszę?Leży właśnie na kanapie u niego w domu.W domu samego Leona Verdasa.

Powieki szatynki delikatnie uniosły się.
-Dzień dobry-powiedział Leon.Dopiero teraz zauważyła, że siedzi na krześle obok łóżka.
-Dlaczego tutaj siedzisz?-zapytała nieprzytomna.
-Lubię patrzeć jak śpisz.Wyglądasz wtedy tak słodko-powiedział i uśmiechnął się do niej uroczo.
Dziewczyna zarumieniła się delikatnie.
-Dziękuję-powiedziała i odwzajemniła uśmiech.Szatyn wyszedł z sypialni jednak po chwili wrócił z tacą pełną jedzenia.
-Podano do...łóżka?-szukał odpowiedniego słowa.
-Dziękuję, ale ja nie zjem tego wszystkiego-zaśmiała się.
-Zjesz,zjesz-powiedział.-Poza tym musisz mieć siły na dziś.
-Na dziś?-zdziwiła się.
-Idziemy do szkoły rodzenia-wyjaśnił.
-Że co?
-No tak, przecież jesteś w ciąży i no wiesz, musisz być odpowiednio przygotowana.
-Idziesz ze mną?
-Miałem taki plan, ale jeżeli nie chcesz to możesz iść sama.
-Nie,nie, cieszę się, że ze mną idziesz-powiedziała i uśmiechnęła się do niego.
-Plany,planami, ale teraz już jedz pingwinku mój-zaśmiał się po czym wyszedł z sypialni.Pignwinku mój?Jaki on słodki-pomyślała.Nie wiedziała czy są razem czy nie?Może on po prostu chce jej pomóc w wychowywaniu dziecka?Może czuje się winny i dlatego...no, ale przecież powiedział jej, że ją kocha.Postanowiła dłużej o tym nie myśleć i zabrała się do jedzenia pyszności przygotowanych przez szatyna.


-Boję się-wyznała szatynka kiedy dotarli na miejsce.
-Czego?Przecież będę tam z tobą-powiedział i delikatnie wziął ją za rękę.Szatynkę przeszedł lekki dreszcz.Dlaczego on na nią tak działał?
-Wchodzimy?-zapytała.Zielonooki kiwnął głową na tak po czym skierowali się w stronę drzwi.
-Państwo na zajęcia tak?-zapytała recepcjonistka.
-Tak-odpowiedział Leon.
-Zaraz zobaczę...tak, zajęcia odbywają się w sali numer 4-powiedziała patrząc w zeszyt.
-Dziękujemy-odpowiedział.Ruszyli w stronę drzwi z numerkiem 4.Przywitali się i zapoznali z regulaminem po czym zajęli wolne miejsca.
-Leon?
-Tak pingiwnku?-zapytał.Szatynka zaśmiała się.Znowu do niej tak powiedział.
-Nie,nic-powiedziała śmiejąc się.
-Z czego się śmiejesz?-zapytał.
-Z ciebie-odpowiedziała.
-Jestem, aż taki śmieszny?
-Tak-powiedziała patrząc w jego zielone oczy.On zmniejszył odległość między nimi.Ich usta dzieliły zaledwie milimetry.
-Zaczynamy-powiedziała nagle młoda kobieta stojąca na przeciwko nich.Odsunęli się się od siebie gwałtownie.Oboje skarcili się w myślach za to co chcieli zrobić.Tylko czy to można nazwać chwilą słabości?


-Lu-powiedział Włoch.Wczoraj znów się spotkali.Blondynka chciała pójść do firmy, do Violetty, a po drodze spotkała Federico.Skończyło się tak jak się skończyło.Wylądowali w łóżku jednak nie żałowali tego ani trochę.To było spontaniczne, ale tacy właśnie byli.Szaleni i spontaniczni.
-Tak?-zapytała kładąc się obok niego na wygodnym łóżku.
-Kocham cię-powiedział po czym delikatnie musnął ją w malinowe usta.
-Ja ciebie też-powiedziała i tym razem to ona złączyła ich wargi.-Myślisz, że my to już na całe życie?-zapytała blondynka.
-Ja tak nie myślę.Ja to wiem-powiedział uśmiechając się do niej uroczo.
-Bałam się, że już nigdy cię nie spotkam.
-Ja też, ale patrz jakie mamy szczęście.Właściwie to po co szłaś wtedy do firmy?
-Do Violetty-wyjaśniła.
-Tej Violetty?-zapytał.Wiedział już o wszystkim.Leon musiał mu to w końcu powiedzieć.Był na niego zły jednak nie trwało to zbyt długo.
-Tak, a co?
-Leon to mój najlepszy przyjaciel.Jest dla mnie jak brat.
-Dla mnie Vilu jest jak siostra-powiedziała.-Jak jeszcze raz ją skrzywdzi to mu przywalę-powiedziała blondynka zaciskając pięści.
-Zrobię to za ciebie-zaśmiał się.
-Myślisz, że on naprawdę ją kocha?
-Wiesz jeszcze nigdy nie widziałem, żeby tak starał się o jakąkolwiek dziewczynę więc myślę, że ją kocha i bardzo mu na niej zależy.
-To dobrze.Ona zasługuje na szczęście.To co stało się kiedyś w jej życiu...myślałam, że stracę ją.
-Dlaczego?-zapytał poważnie podnosząc się do pozycji siedzącej.
-Próbowała popełnić samobójstwo.Nie miała już rodziców, ciotka jej nienawidziła, uważała, że to przez nią jej mama zmarła.Miała chłopaka.Zerwała z nim, ale on nie mógł w to uwierzyć, był chory psychicznie.Brutalnie ją pobił i, i zgwałcił-z trudem wypowiedziała te słowa.Kilka łez spłynęło po jej policzku.
-Ciii, nie płacz-powiedział Włoch przytulając ją.Nie mógł w to uwierzyć.Jak można być takim tyranem?
-To nie koniec Fede.Ona zaszła w ciąże i on kiedy się o tym dowiedział uderzył ją i ona, ona poroniła.n  On uciekł gdzieś, a policja przestała go szukać.Nadal nie mogę uwierzyć, że ten psychol jest na wolności.
-Gdybym go spotkał
-Nie mówmy już o tym-przerwała mu.
-Dobrze-powiedział i musnął jej usta.Nie wiedział.Nigdy by się nie domyślił.Wyglądała na normalną, mającą szczęśliwe życie dziewczynę.Pozory mylą.
_________________________________________________________________________
Tak,tak, właśnie opublikowany został rozdział numer 4 ^^
Jak widzicie dedykacji nie ma, ale następnym razem będzie :)
Leonetta razem-no prawie razem, bo nie są parą :)
Szybko się pogodzili no nie? ^^
Lu i Fede też się zeszli, ale nie cieszcie się zbyt długo ^^
Hah, ależ ja jestem zła :P
Życzę miłego czytania! <3
Pozdrawiam! <3
Tini Blanco <3
Ps.Czy ktoś z Was ma snapchata? ^^
A i jeszcze jedno pytanie.
Podoba się nowy wystrój bloga? :)




.










czwartek, 12 marca 2015

Rozdział 3-Wykorzystałeś mnie!

 Rozdział dedykuję Natalii ^^
Za to, że sprawiasz, że nadal mam chęć do pisania ^^
____________________________________________________________________________________________
4 dni później.
-Bez gadania!-powiedziała Ludmiła podając jej test ciążowy.
-Lu ja z nikim nie spałam słyszysz?!To niemożliwe żebym była w ciąży-wyjaśniała szatynka.
-Ale chociaż całkowicie wykluczymy ciąże.Jest z tobą co raz gorzej Vilu.Skoro nie chcesz iść do lekarza to same musimy to wyjaśnić-powiedziała.Dziewczyna zamknęła się w łazience.Była pewna, że wynik testu będzie negatywny jednak jej przyjaciółka nie mogła tego zrozumieć.Nie da jej spokoju jeśli tego nie zrobi.Postanowiła wykonać ten cholerny test .
-Już?-pytała zdenerwowana blondynka.Czekała przed łazienką, aż brązowooka skończy.Nie usłyszała jednak odpowiedzi.-Wszystko w porządku Vilu?-spytała ponownie.Znów nie usłyszała odpowiedzi.
Nagle drzwi łazienki otworzyły się,a z nich wyszła zapłakana Violetta.Ominęła przyjaciółkę i wzięła płaszcz.
-I co?-zapytała zmartwiona blondynka.
-Kłamał-powiedziała.-Ten zasrany sukinsyn kłamał-powiedziała i wyszła trzaskając drzwiami.
Ludmiła wybiegła za nią.
-Violetta o co chodzi?!-krzyknęła.Jednak nie było jej już na klatce schodowej.Wybiegła przed budynek.Zauważyła jak wsiada do taksówki.Za nim zdążyła podbiec samochód odjechał.
Martwiła się o nią.Nie wiedziała o co chodzi.Wróciła do domu i weszła do łazienki.Wzięła test ciążowy do ręki.Wynik był pozytywny.Wzięła drugi, który Violetta zrobiła żeby potwierdzić poprzedni.Na tym wynik również był pozytywny, co oznaczało, że Castillo jest w ciąży.Tylko z kim?

Piosenka
Weszła do firmy i przebrnęła przez korytarz niemal jak huragan.
-Nie możesz tam teraz wejść.Odbywa się konferencja!-mówiła Stacey zatrzymując szatynkę.Ta jednak odepchnęła ją i bez wahania weszła do sali konferencyjnej.Wszyscy zwrócili wzrok na nią.
-Ty sukinsynie!-krzyknęła i popchnęła Verdasa.
-Uspokój się-powiedział.-Przepraszam na chwilę-powiedział do facetów zdziwionych całą tą sytuacją.Siłą wyprowadził szatynkę z sali i zaprowadził do gabinetu.
-Odbiło ci czy jak?!-zapytał zdenerwowany.
-Mi?!Idioto nienawidzę cię!-krzyknęła i chciała mu się wyrwać jednak on trzymał ją mocno.Zaczęła bić pięściami w niego.Złapał ją za ręce uniemożliwiając jej kolejne ciosy.
-Co się stało?Violetta popatrz na mnie!-krzyknął próbując ją uspokoić.
-Dlaczego nie powiedziałeś mi, że spaliśmy ze sobą?!Dlaczego skłamałeś?!-zapytała nie powstrzymując łez.
-Kto ci powiedział?-zapytał.Wiedział, że nie ma już odwrotu.
-Nikt, ja, ja po prostu
-Co po prostu?-przerwał jej.
-Jestem w ciąży!-krzyknęła mu prosto w twarz i wyszła.Stał jak sparaliżowany.Po chwili opamiętał się i wybiegł za nią.
-Zaczekaj!-krzyknął gdy znikała już za rogiem korytarza.-Violetta!-krzyknął ponownie.Dziewczyna zatrzymała się ku jego zdziwieniu.
-No co?!-zapytała zapłakana.
-Ja,ja po prostu nie chciałem, żeby było tak jak zawsze.
-Czyli jak?!
-Nie chciałem, żebyś myślała, że cię wykorzystałem, bo miałem do tego idealną okazję-powiedział zakłopotany.
-Zrobiłeś to Leon!Wykorzystałeś mnie!
-Ale żałowałem tego i, i właśnie dlatego skłamałem.Nie wiedziałem, że kiedykolwiek się dowiesz.
-Nie pogrążaj się jeszcze bardziej-powiedziała.Całej sytuacji przyglądali się ludzie z sali konferencyjnej i Stacey.
-Co tak patrzycie?!-zapytała szatynka płacząc.-Koniec przedstawienia!-dodała i wyszła.


4 dni później
-Kim jesteś?-zapytała szatyna stojącego w drzwiach.
-Leon-powiedział i wyciągnął do niej rękę.
-Ludmiła.Przyjaciółka Violetty-odpowiedziała ściskając jego rękę.
-Mogę się z nią zobaczyć?-zapytał z nadzieją.
-Nie chce z nikim rozmawiać.Nawet ze mną.
-Mogę spróbować?
Blondynka po chwili zastanowienia otworzyła drzwi szerzej wpuszczając go do środka.
-Porozmawiajcie.Ja,ja pójdę się przejść-powiedziała Lu ubierając płaszcz.
-Dzięki-powiedział do i uśmiechnął się delikatnie.Po chwili nie było już blondynki.Leon nie wiedział, który to pokój więc sprawdził wszystkie w mieszkaniu.To na pewno ten-pomyślał stojąc przed zamkniętymi na klucz drzwiami.
-Vilu?-zapytał nieśmiało.Nie usłyszał odpowiedzi.-Violetta ja...przepraszam.Nie chciałem, żeby to tak wyszło.Wiem, że głupie przepraszam nie wystarczy, ale...nie wiem, co mam zrobić.Obiecuję ci, że zajmę się wami.Tobą i naszym dzieckiem.Przepraszam, że cię zraniłem.Jestem totalnym kretynem, ale wynagrodzę ci to obiecuję.Nie zostawię cię.Ja wtedy, tamtej nocy gdy to już się wydarzyło żałowałem tego, bo wiedziałem, że gdybyś była trzeźwa nie chciałabyś tego.Dlatego skłamałem, ale ja,ja naprawdę nie chciałem.Chciałem, żeby z tobą było inaczej.Przy tobie poczułem coś innego niż przy innych dziewczynach.Wiem, że znamy się bardzo krótko,ale ja czuję, że ty jesteś tą jedyną-powiedział.Drzwi jednak nie otworzyły się.
-Pamiętaj, że nie odpuszczę-powiedział i kiedy odchodził drzwi otworzyły się, a w nich stała zapłakana Violetta.Szatyn podszedł i przytulił ją mocno.Ta wtuliła się w niego.Po raz pierwszy poczuła zapach jego perfum.Były takie męskie...a, a zarazem słodkie jak czekolada.Dziewczyna uwielbiała czekoladę.Praktycznie nie wyobrażała sobie życia bez tego cuda.
-Nie dam rady-powiedziała nadal płacząc.
-Damy radę słyszysz?Nie zostawię cię-powiedział.
-Nie o to chodzi.Nie dam rady być z kimś takim jak ty-powiedziała odsuwając się od niego.
-Jak to?Przecież wyjaśniłem ci wszystko.Powiedziałem, że nie chciałem tego.
-Leon ty naprawdę nic nie rozumiesz?!Każdej dziewczynie powiedziałbyś to samo gdyby miała mieć z tobą dziecko.Gdybym nie zaszła w ciążę po prostu potraktowałbyś mnie jak każdą inną.Co ty sobie w ogóle myślisz?!Że przyjdziesz tu sobie ot tak i powiesz sztuczne przepraszam, i że mnie kochasz?!Nie Leon wyobraź sobie, że to tak nie działa.Jesteś zwykłym kretynem.Wyjdź z mojego mieszkania i nigdy więcej nie wracaj-krzyczała zdenerwowana.
Szatyn nic nie odpowiedział.Po prostu wyszedł.Zostawił ją samą.Samą z tym wszystkim.
-Vilu nie płacz już-powiedziała blondynka.Violetta opowiedziała jej wszystko.O imprezie i o tym,że następnego dnia była w domu Verdasa.
-Ty nie rozumiesz.Ja nie dam rady wychować tego dziecka.Nie poradzę sobie z tym sama-powiedziała płacząc.
-Nie jesteś sama.Ja tutaj jestem-powiedziała przytulając ją.
-Jak on mógł mi to zrobić?!-powiedziała biorąc kolejną chusteczkę.
-To kretyn.Nie zasługuje na ciebie.Nie myśl już o nim-powiedziała
-Nie wiem co mam robić.Nie mam pracy i nie wiem jak sobie poradzę z dzieckiem, gdy nie będę zarabiać.
-Jak to nie masz pracy?Wyrzucił cię?!-zapytała oburzona blondynka.
-Nie, ale ja nie chcę go widzieć-powiedziała.
-Vilu sądzę, że nadal powinnaś tam pracować.Przynajmniej do tego czasu, aż nie urodzisz-powiedziała Ludmiła.
-Masz rację.Dam sobie radę.Jestem silna.Poza tym mam ciebie-powiedziała przytulając przyjaciółkę.
Były jak siostry.Znały się od dzieciństwa.Ich mamy też się przyjaźniły, dlatego się poznały.Violetta nie miała już rodziców.Jej tata odszedł od mamy kiedy była jeszcze małym dzieckiem, a jej mama zmarła na raka kiedy Violetta miała szesnaście lat.Zajmowała się nią ciocia-siostra jej mamy, a kiedy skończyła osiemnaście lat znalazła pracę i mieszkanie w Madrycie.Od tamtego czasu nie widziała się z ciocią.Nigdy nie miała z nią dobrego kontaktu.Uważała, że to przeze nią tata odszedł o mamy i dlatego jej mama zmarła.Nie wiedziała czemu ciocia tak uważa.Nigdy o to nie pytała.Chciała po prostu jak najszybciej wyprowadzić się od niej.
________________________________________________________________________________
Hejoo! <3
Tak, dodałam nowy rozdział na Waszym chyba na razie jak zauważyłam najmniej lubianym blogu :D
No, ale nie dziwię się są tutaj dopiero 3 rozdziały ^^
Kolejna dedykacja już jest! ^^
Następna będzie dla...
Ja już wiem :D
Nie będę przedłużać! :D
Życzę miłego czytania!
Pozdrawiam! <3
Tini Blanco <3
4 komentarze=Rozdział 4 :D
CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ!

poniedziałek, 23 lutego 2015

Rozdział 2-Kim jesteś i gdzie jest Leon Verdas?

3 dni później
-Latte poproszę-powiedziała stojąc przy ladzie.Po chwili gorący napój był już w jej rękach.Zapłaciła i ruszyła do firmy.W recepcji przywitał ją wzrok Stacey,której nienawidziła już od pierwszego dnia.Szatynka zmroziła ją wzrokiem i przeszła obok niej obojętnie.Ruszyła korytarzem do swojego i Verdasa gabinetu.Kiedy weszła do gabinetu zamarła.Verdas miział się z jakąś dziewczyną, która w połowie rozebrana siedziała na nim okrakiem.Gdy zobaczyli ją odskoczyli od siebie jak oparzeni.
-Spokojnie przecież was nie zjem-powiedziała siadając na krześle przy biurku.
-To cześć Leon-powiedziała blondynka wychodząc.
-Czyli blondynki?-zapytała Violetta.
-Co?
-Czyli wolisz blondynki?
-Czy ja wiem?Dziewczyna musi mi się ogólnie podobać.
-Aha
-A co gdybym powiedział, że wolę blondynki przefarbowałabyś się cała na blond?
-Tak, właśnie dzwoniłam do salonu fryzjerskiego i zarezerwowałam sobie na dziś wizytę wiesz?
-Nie przejmuj się.Chciałbym cię nawet jakbyś była ruda-palnął.
-Chciałbyś mnie?-zapytała wstając z krzesła.
-Bardzo-powiedział z uśmiechem.Szatynka usiadła mu na kolanach.Chłopak zdziwił się jednak pasowało mu to.
-Jak bardzo?-zapytała bawiąc się jego kołnierzykiem od koszuli.
-Pragnę cię-powiedział kładąc rękę na jej policzku.
-Jeśli chcesz mogę być twoja.Tylko twoja-szepnęła mu uwodząco do ucha.
-To na co czekasz?-zapytał obejmując ją w talii.
-Na to, aż w końcu przeglądniesz te papiery,bo ostatnio ci się nie udało-wyszeptała i podniosła się po czym ruszyła do swojego biurka.
-Co ty masz z tymi papierami?!Zakochałaś się w nich czy co?!-zapytał zdenerwowany poprawiając koszulę.
-Gdybym się w nich zakochała to chciałbyś być na ich miejscu-powiedziała pisząc coś na białym papierze. 
-Ta, na pewno-powiedział.Dziewczyna parsknęła śmiechem.Miała piękny uśmiech.Szatyn po raz pierwszy zobaczył, że ona się śmieje.Była urocza, ale też tajemnicza.
-Z czego się tak śmiejesz?-zapytał zdezorientowany.
-Z ciebie-odpowiedziała wprost.
-Czemu ze mnie?Jestem aż taki śmieszny?
-Przeglądnąłeś już papiery?-nie zwróciła uwagi na jego poprzednie pytanie.
-No nie, ta znowu o tych durnych papierach.Denerwujesz mnie.
-Powiedzmy sobie szczerze.Ty nigdy nie polubisz mnie, a ja nigdy nie polubię ciebie.Proste?Proste.Nie jesteś w moim typie.
-Czemu niby?
-Dziewczyna z takim tyłkiem jak ja, nigdy nie spojrzy na faceta z taką twarzą jak ty-powiedziała i zaśmiała się na koniec.
-Że niby ja jestem brzydki?!Popatrz na siebie.Ty też nie jesteś idealna-skłamał.
-Nie mówię, że jesteś brzydki.Okej mogłeś mnie źle zrozumieć, bo nie należysz do najinteligentniejszych osób.Po prostu nie jesteś w moim typie.
-Jestem w typie każdej dziewczyny-powiedział z przekonaniem.
-A jednak nie każdej-odgryzła się i wróciła do poprzedniego zajęcia, czyli pracy.


Blondynka przemierzała właśnie ulice Buenos Aires.Kawa, którą trzymała w ręku nie była już gorącym napojem, a zimną cieczą.Wyrzuciła ją do pierwszego napotkanego kosza.Poza szumem morza można było usłyszeć stukanie obcasów o betonową posadzkę.Wyciągnęła telefon z jaskrawo czerwonej torebki i wybrała numer do przyjaciółki.
-Vilu?Prześlesz mi ten adres?
-Tak,a gdzie jesteś.
-Właśnie niedawno wyszłam z lotniska.
-To zaraz przesyłam.Ja będę w mieszkaniu za jakieś pół godziny.
-Jesteś w pracy?
-Tak, niestety.
-Nie przeszkadzam-zaśmiała się i rozłączyła.Nagle zderzyła się z kimś.
-Uważaj jak chodzisz!-krzyknęła podnosząc torebkę z ziemi.Kiedy zobaczyła swój powód potknięcia się, jej wyraz twarzy od razu się zmienił.Kiedy spojrzeli na siebie, uśmiechnęli się do siebie.
-He,hej-wydukał.-Przep,przepraszam to moja wina-dodał nadal się jąkając.Dziewczyna onieśmielała go.Sprawiała, że czuł się nieśmiały.Nie poznawał samego siebie.Normalnie zagadałby jakoś, czyli gadka na podryw i te sprawy,ale przy niej nie mógł z siebie nic wydusić.
-To ja przepraszam.Nie powinnam tak na ciebie krzyczeć-powiedziała zakładając kosmyk włosów za ucho.jej drobne, mocno różowe usta idealnie pasowały do delikatnie różowych powiek.Mogłaby być modelką-pomyślał Włoch wpatrując się w nią.Różowa koszulka i pastelowa spódnica idealnie komponowały się ze sobą.Wydawała się taka delikatna i bezbronna.
-To ja już pójdę-powiedziała znów zakładając kosmyk długich,blond włosów z ucho.
-Cze,cześć-wydukał Włoch na pożegnanie.Stał nieruchomo dopóki tajemnicza blondynka nie zniknęła za rogiem.Wiedział, że już nigdy jej nie zobaczy.







-Violetta!-krzyknęła blondynka zauważając szatynkę na schodach.
-Lu!-również krzyknęła i podbiegła do niej.Ta przytuliła ją mocno.-Długo czekasz?-zapytała Violetta kiedy się od siebie oderwały.
-Nie, jakieś piętnaście minut-powiedziała biorąc walizki do rąk.
-Przepraszam, ale były straszne korki-wyjaśniła brązowooka wyciągając klucze z torebki.
Po chwili weszły do środka.
-Łóżko-powiedziała Ludmiła i rzuciła się na nie.Szatynka położyła się obok niej.
-Poznałam dziś faceta-palnęła Lu.
-Jakiego?-szatynka aż podskoczyła z radości.
-Jest taki piękny i boski i w sumie widzieliśmy się przez około 5 minut i nigdy już go nie spotkam-powiedziała.-A ty?Jak sobie radzisz?-zapytała po chwili szatynkę.
-Mam szefa, który jest nieznośny, ale za to cholernie seksowny.Cały czas mnie podrywa.
-To na co czekasz?-zapytała Ludmiła.
-Nie chcę żeby tamto się powtórzyło-powiedziała Violetta ocierając łzę.
-Musisz o tym zapomnieć Vilu.Przyjechałaś tutaj aby zacząć nowe życie.Nie możesz się tym cały czas zadręczać.
-Mu i tak chodzi tylko o jedno.Zaliczy mnie i będzie szukał następnej-powiedziała dziewczyna.
-Skąd możesz to wiedzieć?Może nie chodzi mu tylko o to.
-Błagam cię, wczoraj miział się z jakąś laską w gabinecie.Gdybym tam nie weszła...
-Zmieńmy temat-zaśmiała blondynka.
-Nie jesteś głodna?-zapytała Violetta.
-Bardzo-powiedziała Lu podnosząc się do pozycji siedzącej.
-Co powiesz na spaghetti?
-Zawsze-powiedziała i ruszyła w stronę kuchni.


-Serio?Akurat ten film?Widziałam go już setki razy.
-Jak zobaczysz go jeszcze raz to nic ci nie będzie-powiedziała blondynka siadając na kanapie.
-Mam nadzieję-zaśmiała się brązowooka.
-Poza tym nigdy nie oglądałyśmy go razem.
-Okej już nic nie mówię.Może być.-Trochę mi niedobrze-powiedziała po chwili szatynka biorąc łyk wody.
-Może zjadłaś coś nieświeżego albo...albo grypa.
-Nie, myślę, że to dzisiejszy lunch.Nie był pierwszej jakości.A może Stacey mi coś dorzuciła do niego-zaśmiała się Violetta.
-Stacey?-zapytała Ludmiła.
-Sekretarka w firmie.Nie lubi mnie.
-Zgaduję, że z wzajemnością?-zaśmiała się blondynka.
-No raczej-powiedziała Violetta również się śmiejąc.Nagle szatynka zerwała się i pobiegła do łazienki.Blondynka pobiegła za nią.Przez zamknięte drzwi udało jej się usłyszeć, że szatynka wymiotuje.
-Vilu wszystko w porządku?-spytała zmartwiona.
-Tak,wszystko okej.
-Musisz jutro iść do lekarza-powiedziała Ludmiła.
-Może to po prostu ten lunch-powiedziała wychodząc z łazienki.
-Ale jak ci nie przejdzie to zaciągnę cię siłą do lekarza okej?
-Okej Lu-powiedziała.Wiedziała, że przyjaciółka tak łatwo nie odpuści.To nie w jej stylu.


-Mówię ci normalnie nie mogłem słowa wypowiedzieć-mówił Włoch.-Była taka piękna i ten jej głos.Już nigdy jej nie zobaczę-powiedział smutny.
-Nie ma rzeczy niemożliwych-powiedział szatyn klepiąc przyjaciela po ramieniu.
-A ty?Jak tam z Violettą.
-Ni jak.
-Sprawy ani trochę nie ruszyły w przód?-zapytał zdziwiony.
-Nie.
-Serio?
-Tak Fede serio.
-To chyba pierwsza dziewczyna, która cię nie chce-zaśmiał się.-A wtedy na imprezie?Gdzie zniknęliście?
-Odprowadziłem ją do domu-skłamał.
-Nie wierzę.Ty?Ty nie wykorzystałeś takiej okazji?Laska była kompletnie pijana i tak nic by nie pamiętała.
-Nie, odwiozłem ją do domu.Nie miałem ochoty na nic więcej.
-Kim jesteś i gdzie jest Leon Verdas?
-Słuchaj muszę iść.Jutro mam jeszcze masę pracy.
-Przecież jutro jest sobota.
-Wiem, ale, ale i tak muszę przejrzeć papiery i w ogóle-powiedział biorąc bluzę do ręki.-Siema-powiedział wychodząc z mieszkania.
-Tak, cześć-powiedział Federico.Wiedział, że on coś ukrywa, ale skoro nie chciał powiedzieć widocznie miał jakieś powody.Włoch postanowił  nadal myśleć o cudownej blondynce, której prawdopodobnie już nigdy nie zobaczy.
______________________________________________________________________________
Tak prezentuje się  2 rozdział :)
Wiem, ze chcielibyście, aby rozdział pojawił się na innym blogu jednak tylko tu miałam gotowy, dawno napisany i dlatego pomyślałam, że opublikuje go.
Dziś wyjeżdżam do Warszawy!!
Aaaaa!
Jak się cieszę!
To ostatni taki długi wyjazd z moją klasą...
Czy chcecie dedykacje dla siebie?
Piszcie w komentarzach :)
Życzę miłego czytania! ♡♥
Pozdrawiam!
Tini Blanco ♡ 

sobota, 7 lutego 2015

One Shot: Chyba nie myślałaś, że to zrobię? Część II

2 miesiące później
Nie potrafiła.Nie potrafiła bez niego normalnie funkcjonować.Sama w pustym domu.Wszystko zaczęło ją przytłaczać.Brak snu, zero apetytu, niechęć do życia.Była wrakiem człowieka.Był moment.Mały,malusieńki kiedy myślała o zostawieniu tego świata.Nie miała dla kogo żyć.Nie miała żadnych planów na życie.Nie miała jego.On, on nie należał już do niej.Żałowała, żałowała, że wysłała ten list, ale nie mogła już cofnąć czasu.Poza tym, to była dla niego wielka szansa, nie mógł tego zostawić tylko dla niej.Wiedziała, że on zawsze o tym marzył.Wielka scena,tłumy fanów,zespół i on.Tydzień temu widziała gazetę, na której przytulał się z jakąś blondynką.Czuła się wtedy tak jakby dostała kulę prosto w serce jednak nie mogła nic zrobić.Nie dotarł do niej żaden list.Widocznie pogodził się z tym.Najwyraźniej nie zależało mu na niej tak jak myślała.I nadeszła ta chwila.Chwila, w której miała chęć do pisania.Wenę, którą traciła z każdą minutą więc nie czekając wzięła kartkę leżącą na biurku i usiadła przy pianinie.

Hello there, the angel from my nightmare 
The shadow in the background of the morgue

The unsuspecting victim of darkness in the valley

Westchnęła ciężko.Nic więcej nie mogła z siebie wydusić.Pospiesznie zapisała nuty i słowa na kartce.Zauważyła jego zdjęcie stojące na pianinie.Delikatnie opuszkami palców dotknęła go.
-Tęsknię-wyszeptała.Słona łza spłynęła po jej bladym policzku.Nienawidziła tego.Nienawidziła tego uczucia.Tak cholernie za nim tęskniła.Brakowało jej jego otulających ramion, w których czuła się tak bezpiecznie.Jego czułych pocałunków i jego dotyku, przy którym przez jej ciało przechodził dreszcz.Jego głosu, po prostu jego całego.Podeszła do lustra i spuściła głowę.Dopiero teraz uzmysłowiła sobie, że wygląda okropnie.Nagle usłyszała dzwonek do drzwi.Delikatnie otworzyła je i w nich ujrzała wysokiego mężczyznę.Pospiesznie założyła niesforny kosmyk włosów za ucho.
-Violetta?-zapytał z uśmiechem.
-Tak-odpowiedziała niepewnie.
-Nie pamiętasz mnie?-zapytał.
-Ciebie?
-Alex, mieszkaliśmy blisko siebie-wyjaśnił.-Byliśmy mali.Ty ja i Leon.
-Alex!-krzyknęła i przytuliła przyjaciela.Kiedy byli mali Alex mieszkał bardzo blisko nich.W drugim bloku na trzecim piętrze.Bardzo się z nim zaprzyjaźnili jednak kiedy jego rodzina wyprowadziła się do Nowego Jorku ich kontakty zerwały się.
-Skąd wiedziałeś, że tu mieszkam?-zapytała ciekawa.
-Mam swoje kontakty-zaśmiał się.
-Wejdź-powiedziała otwierając mu drzwi.
-Masz jakieś kontakty z Leonem?-zapytał siadając na kanapie.
-Nie, nie mam.Leon, on wyjechał w trasę koncertową-wyjaśniła .
-Leon?Ten Leon?-zapytał.
-Tak, ale nie chcę o tym mówić Alex.
-Nie ma sprawy.Rozumiem-odpowiedział siadając bliżej niej.-A co tam u ciebie?Bo nie chcę nic mówić, ale wyglądasz okropnie-zaśmiał się.
-Nic, po prostu nie wiem co robić ze swoim życiem.Nie mówmy już o mnie-powiedziała.-Co tam u ciebie?
-U mnie?Nic nowego.Pracuje jako fotograf.Nie mam dziewczyny i przeprowadziłem się tutaj dziś.
-A gdzie mieszkasz?-zapytała.
-Obok ciebie.W tym domu po prawej.Tak jak w dzieciństwie-zaśmiał się.Dziewczyna lekko uśmiechnęła się.
-Masz pracę?-zapytał.
-Nie.
-A nie chciałabyś pracować jako modelka?-zapytał.Szatynka parsknęła śmiechem.
-Ja?Jako modelka?
-Tak, właśnie ty.Jesteś piękna-powiedział.Dziewczyna zarumieniła się.
-Dziękuję, ale 
-No proszę zgódź się.
-Ale
-Widzimy się jutro o dziesiątej przed twoim domem-powiedział po czym pocałował ją w policzek i wyszedł.Dziewczyna lekko przygryzła wargę.Nie wiedziała czy to co robi jest dobre, ale przecież ona też chciała być szczęśliwa.Może modeling to nie jej wymarzona praca, ale lepsze to niż nic.Nie wiedziała, że jeden chłopak może wnieść tyle zamętu w jej życie w jeden dzień.Musiała zapomnieć o nim.Musiała zapomnieć o Verdasie.

-Gotowa?-zapytał kiedy wchodzili do studia.
-Tak-odpowiedziała.Ten chwycił jej drobną dłoń, co lekko zdziwiło ją.Nie sprzeciwiała się jednak.Weszli do dużego budynku, który wydawał się być tak pustym.Weszli do windy, a kiedy znaleźli się na najwyższym piętrze Alex zaprowadził ją pod drzwi studia.

-A ustaliłeś już wszystko z szefem?-zapytała.
-To ja tutaj jestem szefem-zaśmiał się.
-Dlaczego mi nie powiedziałeś?
-Nie lubię się chwalić.
-Ktoś jeszcze tutaj pracuje?-zapytała widząc pustą salę.
-Tak, ale dziś mają wolne.Stwierdziłem, że najpierw musisz się z tym oswoić i w ogóle-wyjaśnił.
-Dzięki-uśmiechnęła się.
-Więc ubierz się w coś tam w garderobie i przyjdź jak będziesz gotowa.
-Okej-odpowiedziała i ruszyła do miejsca wskazanego przez mężczyznę.
Po chwili wróciła.Wyglądała przepięknie.Jej długie nogi zdecydowanie były dużym atutem dla dziewczyny.Stanęła przed obiektywem i zaczęła pozować.Chłopak nie mógł przestać na nią patrzeć.Wyglądała tak seksownie, że gdyby mógł rzuciłby się na nią.Lekko odsłoniła ramię, co sprawiło, że wyglądała jeszcze bardziej uroczo.Alex wziął się do pracy i zaczął ją fotografować.





















































































Był nią tak zafascynowany.Nie wytrzymał.Podszedł i gwałtownie ją pocałował.
-Alex co ty robisz?!-krzyczała pomiędzy pocałunkami.-Przestań!-krzyknęła.Próbowała się wyrwać jednak był zbyt silny.Położył ręce na jej pośladkach.Mocno ścisnął je, co sprawiło ból szatynce.Włożył ręce pod jej bluzkę i zaczął ją dotykać po piersiach.
-Zostaw mnie!
-Daj spokój,przecież wiem, że tego chcesz-powiedział uwodząco .Korzystając z tego, że chłopak rozpinał swoje spodnie dziewczyna kopnęła go i rzuciła się do biegu.
-Ty szmato!-usłyszała kiedy biegła.Odwróciła głowę.Alex biegł za nią.Był wściekły.Szatynka postanowiła skorzystać ze schodów, bo wiedziała, że nie zdąży windą.Kiedy znalazła się na zewnątrz wsiadła do pierwszej lepszej taksówki.
-Niech pan jedzie!-krzyknęła zrozpaczona widząc co raz bliżej Alexa.Kierowca ruszył, a Alex zostawał w tyle.Po chwili zniknął za rogiem kawiarni.Dziewczyna odetchnęła.Nie mogła w to uwierzyć.Nie poznawała go.Nie był tym samym Alexem co kiedyś.Zmienił się.Bała się go.Nie miała pojęcia co robić.Nie wiedziała czy nadal chce żyć.


-Pasażerowie lotu do Buenos Aires proszeni są do odprawy-usłyszał szatyn.Cudem udało mu się zdobyć bilet.Były święta, nie mógł go zdobyć wcześniej.Chciał jak najszybciej znaleźć się obok niej.Nie wierzył w to co napisała.To nie w jej stylu.To nie mogła być prawda.Kochał ją.Tak cholernie mu jej brakowało i nie mógł zostać z zespołem.Owszem zespół był ważny, ale nie najważniejszy.Ona była najważniejsza.Jego Vilu.Posłusznie wyłączył wszystkie urządzenia elektroniczne i zapiął pas bezpieczeństwa.-Jeszcze tylko pięć godzin-pomyślał.

5 godzin później.
Szatynka siedziała w salonie.Alex nie przyszedł, co zdziwiło ją.Pod ręką miała wodę i tabletki.Wysypała wszystkie na łóżko.Nie miała już po co ani dla kogo żyć.Nienawidziła siebie za swoją naiwność.Myślała, że Leon ją kocha jednak myliła się.
Wzięła wszystkie na ręce jednak rozsypała je do poprzedniej pozycji.Po raz kolejny wzięła ich trochę.Do drugiej ręki wzięła szklankę wypełnioną wodą.
-Kocham cię-powiedziała i już miała wziąć je do ust kiedy nagle usłyszała jakieś kroki.
-Violetta!-krzyknął Leon podbiegając do szatynki.-Co ty robisz do cholery?!
-Zostaw mnie!-krzyczała.-Proszę cię zostaw mnie!
-Violu to ja-powiedział przytulając ją.Dziewczyna zaczęła walić w niego pięściami.
-Ja nie chcę już żyć!-płakała.-Pozwól mi odejść!
-Kocham cię Violetta!Nie pozwolę ci odejść słyszysz?!Nigdy!Chciałaś się zabić?!I to jest twój sposób na szczęśliwe życie?!
Dziewczyna wtuliła się w niego nie powstrzymując już łez.
-Leon ja już nie mogę,ja,ja nie mam dla kogo żyć
-Nie mów tak!Masz dla kogo żyć, ja tu jestem.Musisz żyć dla mnie słyszysz?-powiedział zakładając jej niesforny kosmyk włosów za ucho.Delikatnie opuszkami palców otarł jej łzy.
-Przepraszam-powiedziała nadal płacząc.
-Obiecaj mi, że już nigdy tego nie zrobisz-powiedział patrząc jej prosto w oczy.
-Obiecuję-powiedziała ocierając łzy.
-Dlaczego napisałaś mi, żebym cię zostawił?Chyba nie myślałaś, że to zrobię?!
-Kocham cię Leon-powiedziała wtulając się w niego.
-Ja ciebie też Violu, ja ciebie też.
________________________________________________________________________
Tak prezentuję się druga część tego OS.
Druga i ostatnia.
Miałam inne plany, co do zakończenia, ale oszczędziłam Wam bólu.
Mianowicie chciałam, aby ona popełniła samobójstwo, a on zginął w wypadku samolotowym.
Hue hue^^
Widzicie jednak nie jestem taka zła.
Nie będę przedłużać, bo muszę się iść uczyć (niestety) :(
Miłego czytania! <3
Pozdrawiam <3
Tini Blanco <3