poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Rozdział 4-Pozory mylą

_________________________________________________________________________________
1 miesiąc później.
Dzwoni.Pisze wiadomości.Nic.Żadnej odpowiedzi z jej strony.Ona wykorzystała właśnie miesiąc płatnego urlopu.Dziś był dzień, w którym musiała wrócić do pracy.Musiała się z nim spotkać.Bała się.Bała się reakcji ludzi z firmy.Pomyślą, że jest kolejną, którą Verdas przeleciał i zostawił.Nie chciała tego.Brzuszek nie był jeszcze, aż tak bardzo widoczny, ale pomimo tego bała się, że ktoś mógł coś usłyszeć z ich kłótni.Jej i Verdasa.Na przykład Stacey.Nie miała jednak wyjścia.Musiała przecież utrzymać siebie i jeszcze nienarodzonego potomka.
Dotarła właśnie do firmy.Weszła do windy i wybrała numer ostatniego piętra.Kiedy drzwi windy otworzyły się szatynka ruszyła do gabinetu.W recepcji nie zauważyła jednak Stacey.Stała właśnie przed drzwiami gabinetu.Wzięła głęboki oddech i weszła.Zamarła kiedy zobaczyła Stacey i Leona całujących się.Nie mogła w to uwierzyć.Gdy Verdas ją zobaczył odepchnął od siebie dziewczynę.
-Violetta to nie tak jak myślisz-próbował się tłumaczyć.Stacey zadowolona z siebie wyszła z gabinetu.
-Violetta-powiedział podchodząc do niej.-To nie tak, ty, ty nic nie rozumiesz to ona
-Leon skończ-przerwała mu.Nie obchodzi mnie to-powiedziała chłodno.Szatyn chciał jej wytłumaczyć co tak naprawdę się stało.
-Więc zrób trzy kopie tego i jedną tamtego dobrze?-zapytał szatyn.
-Dobrze-odpowiedziała.
-Leon musisz coś wiedzieć-powiedziała blondynka.
-Tak?-zapytał znudzony.Dziewczyna niespodziewanie pocałowała go.Szatyn próbował ją odepchnąć i w tym samym momencie weszła Violetta, która inaczej zinterpretowała tą sytuację.
Miał tego dość.Miał dość tego, że ona nadal traktowała go jak niedojrzałego nastolatka.Nie chciała z nim rozmawiać, a tym bardziej widzieć go.Nie wiedział co jeszcze może zrobić żeby mu wybaczyła.Wiedział jednak, że nie może siedzieć bezczynnie i czekać na cud.


Szatynka weszła właśnie do windy.Skończyła już pracę i jedyne o czym marzyła to gorąca kąpiel i coś słodkiego.Drzwi windy już prawie zamknęły się kiedy nagle szatyn wszedł do niej.Szatynka wcisnęła numerek zero.Nastąpiła krępująca cisza.Nagle winda gwałtownie zatrzymała się.
-Co jest?!-zapytała zdenerwowana szatynka naciskając przycisk awaryjny.
-No to sobie posiedzimy-powiedział szatyn siadając na podłodze.
-Jak to?!-zapytała brązowooka.
-W firmie już nikogo nie ma.Nikt nam nie pomoże.Musimy czekać do rana.
-Ale co się stało, dlaczego ta cholerna winda nie działa?!
-Nie wiem.Nie znam się na tym!-powiedział.Zrezygnowana szatynka usiadła obok niego.Wyciągnęła telefon w nadziei, że jej plan zadziała.
-Cholera!-krzyknęła.Jej telefon był kompletnie wyładowany.
-Masz telefon?-zapytała szatyna.
-Nie ma tutaj zasięgu-powiedział.
-Skąd wiesz?!
-Bo przed chwilą sprawdzałem, a poza tym już kiedyś utknąłem w windzie.
-Cudownie, po prostu marzyłam, żeby dzisiejszy wieczór spędzić z tobą-powiedziała
-Violetta.Ja i Stacey,my nie
-Leon nie obchodzi mnie to.To twoja sprawa-przerwała mu.
-Czy możesz mnie łaskawie wysłuchać!?-zapytał.-To nie ja ją pocałowałem tylko ona mnie.Próbowałem ją odepchnąć, ale za nim mi się udało ty już to zobaczyłaś-powiedział.
-To i tak niczego nie zmienia między nami-powiedziała obojętnie.
-Nigdy nie popełniłaś żadnego błędu?-zapytał.
-Popełniłam.Przyjeżdżając tutaj-odpowiedziała.
-Przepraszam, nie wiem co mogę jeszcze zrobić żebyś mi wybaczyła.Jestem skończonym dupkiem i kretynem, ale kocham cię!
Słona łza spłynęła po bladym policzku szatynki.
-Nie płacz-powiedział przytulając ją.
-Leon ja,ja już nie daje rady-wydukała wtulając się w niego.Szatyn czule pocałował ją w czoło.
-Nie płacz już-powiedział.
-Jestem troszkę głodna-zaśmiała się przez łzy.
-Odwiozę cię do domu-powiedział podnosząc się z podłogi.
-Jak to?-zapytała zdziwiona.-Przecież winda nie działa-dodała.Szatyn nacisnął parę przycisków po kolei i winda ruszyła.
-Jak ty to zrobiłeś?-zapytała stając obok niego.
-Inaczej byś mnie nie wysłuchała.Musiałem coś wymyślić-powiedział.Dziewczyna zaśmiała się.
-Ale z ciebie małpa-powiedziała.
-Małpa, serio?Myślałem, że stać cię na coś więcej-zaśmiał się wychodząc z windy.
-Nie prowokuj mnie-powiedziała ruszając za nim do samochodu.

-Zapomniałam kluczy-powiedziała do szatyna.Byli już pod drzwiami jej mieszkania.Szatynka lekko zapukała do drzwi.Po chwili otworzyła jej blondynka okryta kołdrą.
-Vilu, mogłabyś przyjść za parę godzin?-zapytała z nadzieją.
-Co?!Jak ty to sobie wyobrażasz?!Będę błąkać się po ulicy?!-szeptała wściekła.
-Przenocuje dziś u mnie-przerwał jej szatyn.Violetta zmroziła go wzrokiem.
-To wy się już...pogodziliście?-zapytała Ludmiła.
-Tak jakby-powiedziała szatynka.
-To..cześć-powiedziała blondynka i zamknęła drzwi.
-Tak jakby?-zapytał szatyn.
-Nie wybaczyłam ci jeszcze całkowicie-wyjaśniła.
-Jak to?
-Musisz sobie zasłużyć-powiedziała i ominęła go.Chłopak zaśmiał się.
Po około godzinie byli już na miejscu.
-To ty może idź odpocząć, a ja przygotuję coś do jedzenia-powiedział.
-Okej, nie będę się sprzeciwiać, bo szczerze to padam z nóg-zaśmiała się.Posłusznie ruszyła na kanapę i ułożyła się wygodnie.Nie spodziewała się tego.Jeszcze rano miała plany, żeby jak najwięcej go unikać, a tu proszę?Leży właśnie na kanapie u niego w domu.W domu samego Leona Verdasa.

Powieki szatynki delikatnie uniosły się.
-Dzień dobry-powiedział Leon.Dopiero teraz zauważyła, że siedzi na krześle obok łóżka.
-Dlaczego tutaj siedzisz?-zapytała nieprzytomna.
-Lubię patrzeć jak śpisz.Wyglądasz wtedy tak słodko-powiedział i uśmiechnął się do niej uroczo.
Dziewczyna zarumieniła się delikatnie.
-Dziękuję-powiedziała i odwzajemniła uśmiech.Szatyn wyszedł z sypialni jednak po chwili wrócił z tacą pełną jedzenia.
-Podano do...łóżka?-szukał odpowiedniego słowa.
-Dziękuję, ale ja nie zjem tego wszystkiego-zaśmiała się.
-Zjesz,zjesz-powiedział.-Poza tym musisz mieć siły na dziś.
-Na dziś?-zdziwiła się.
-Idziemy do szkoły rodzenia-wyjaśnił.
-Że co?
-No tak, przecież jesteś w ciąży i no wiesz, musisz być odpowiednio przygotowana.
-Idziesz ze mną?
-Miałem taki plan, ale jeżeli nie chcesz to możesz iść sama.
-Nie,nie, cieszę się, że ze mną idziesz-powiedziała i uśmiechnęła się do niego.
-Plany,planami, ale teraz już jedz pingwinku mój-zaśmiał się po czym wyszedł z sypialni.Pignwinku mój?Jaki on słodki-pomyślała.Nie wiedziała czy są razem czy nie?Może on po prostu chce jej pomóc w wychowywaniu dziecka?Może czuje się winny i dlatego...no, ale przecież powiedział jej, że ją kocha.Postanowiła dłużej o tym nie myśleć i zabrała się do jedzenia pyszności przygotowanych przez szatyna.


-Boję się-wyznała szatynka kiedy dotarli na miejsce.
-Czego?Przecież będę tam z tobą-powiedział i delikatnie wziął ją za rękę.Szatynkę przeszedł lekki dreszcz.Dlaczego on na nią tak działał?
-Wchodzimy?-zapytała.Zielonooki kiwnął głową na tak po czym skierowali się w stronę drzwi.
-Państwo na zajęcia tak?-zapytała recepcjonistka.
-Tak-odpowiedział Leon.
-Zaraz zobaczę...tak, zajęcia odbywają się w sali numer 4-powiedziała patrząc w zeszyt.
-Dziękujemy-odpowiedział.Ruszyli w stronę drzwi z numerkiem 4.Przywitali się i zapoznali z regulaminem po czym zajęli wolne miejsca.
-Leon?
-Tak pingiwnku?-zapytał.Szatynka zaśmiała się.Znowu do niej tak powiedział.
-Nie,nic-powiedziała śmiejąc się.
-Z czego się śmiejesz?-zapytał.
-Z ciebie-odpowiedziała.
-Jestem, aż taki śmieszny?
-Tak-powiedziała patrząc w jego zielone oczy.On zmniejszył odległość między nimi.Ich usta dzieliły zaledwie milimetry.
-Zaczynamy-powiedziała nagle młoda kobieta stojąca na przeciwko nich.Odsunęli się się od siebie gwałtownie.Oboje skarcili się w myślach za to co chcieli zrobić.Tylko czy to można nazwać chwilą słabości?


-Lu-powiedział Włoch.Wczoraj znów się spotkali.Blondynka chciała pójść do firmy, do Violetty, a po drodze spotkała Federico.Skończyło się tak jak się skończyło.Wylądowali w łóżku jednak nie żałowali tego ani trochę.To było spontaniczne, ale tacy właśnie byli.Szaleni i spontaniczni.
-Tak?-zapytała kładąc się obok niego na wygodnym łóżku.
-Kocham cię-powiedział po czym delikatnie musnął ją w malinowe usta.
-Ja ciebie też-powiedziała i tym razem to ona złączyła ich wargi.-Myślisz, że my to już na całe życie?-zapytała blondynka.
-Ja tak nie myślę.Ja to wiem-powiedział uśmiechając się do niej uroczo.
-Bałam się, że już nigdy cię nie spotkam.
-Ja też, ale patrz jakie mamy szczęście.Właściwie to po co szłaś wtedy do firmy?
-Do Violetty-wyjaśniła.
-Tej Violetty?-zapytał.Wiedział już o wszystkim.Leon musiał mu to w końcu powiedzieć.Był na niego zły jednak nie trwało to zbyt długo.
-Tak, a co?
-Leon to mój najlepszy przyjaciel.Jest dla mnie jak brat.
-Dla mnie Vilu jest jak siostra-powiedziała.-Jak jeszcze raz ją skrzywdzi to mu przywalę-powiedziała blondynka zaciskając pięści.
-Zrobię to za ciebie-zaśmiał się.
-Myślisz, że on naprawdę ją kocha?
-Wiesz jeszcze nigdy nie widziałem, żeby tak starał się o jakąkolwiek dziewczynę więc myślę, że ją kocha i bardzo mu na niej zależy.
-To dobrze.Ona zasługuje na szczęście.To co stało się kiedyś w jej życiu...myślałam, że stracę ją.
-Dlaczego?-zapytał poważnie podnosząc się do pozycji siedzącej.
-Próbowała popełnić samobójstwo.Nie miała już rodziców, ciotka jej nienawidziła, uważała, że to przez nią jej mama zmarła.Miała chłopaka.Zerwała z nim, ale on nie mógł w to uwierzyć, był chory psychicznie.Brutalnie ją pobił i, i zgwałcił-z trudem wypowiedziała te słowa.Kilka łez spłynęło po jej policzku.
-Ciii, nie płacz-powiedział Włoch przytulając ją.Nie mógł w to uwierzyć.Jak można być takim tyranem?
-To nie koniec Fede.Ona zaszła w ciąże i on kiedy się o tym dowiedział uderzył ją i ona, ona poroniła.n  On uciekł gdzieś, a policja przestała go szukać.Nadal nie mogę uwierzyć, że ten psychol jest na wolności.
-Gdybym go spotkał
-Nie mówmy już o tym-przerwała mu.
-Dobrze-powiedział i musnął jej usta.Nie wiedział.Nigdy by się nie domyślił.Wyglądała na normalną, mającą szczęśliwe życie dziewczynę.Pozory mylą.
_________________________________________________________________________
Tak,tak, właśnie opublikowany został rozdział numer 4 ^^
Jak widzicie dedykacji nie ma, ale następnym razem będzie :)
Leonetta razem-no prawie razem, bo nie są parą :)
Szybko się pogodzili no nie? ^^
Lu i Fede też się zeszli, ale nie cieszcie się zbyt długo ^^
Hah, ależ ja jestem zła :P
Życzę miłego czytania! <3
Pozdrawiam! <3
Tini Blanco <3
Ps.Czy ktoś z Was ma snapchata? ^^
A i jeszcze jedno pytanie.
Podoba się nowy wystrój bloga? :)




.










3 komentarze:

  1. Podoba się, podoba ;) super, tylko teraz pytanko: kiedy spotkamy gwałciciela i kim on jest: Diego, Tomas, czy Alex? ;D Rozdział super, faktycznie szybko się pogodzili. Biedna Vilu ;( ale ta szkoła rodzenia mnie rozwaliła XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To okaże się w następnych rozdziałach.
      A w ogóle czy ja powiedziałam, że wy w ogóle go spotkacie? ^^
      Nie zdradzaj fabuły! :D
      Pozdrawiam! <3
      Tini Blanco <3

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń